Środa
OPOWIADANIE DLA KAŻDEGO
Dzikie gęsi
Był kiedyś człowiek, który nie wierzył w Boga. Miał żonę, która mimo to usiłowała wychować dzieci w wierze chrześcijańskiej. W pewną śnieżą niedzielę zabierała dzieci do kościoła. Zachęcała i jego, lecz on powiedział: „Już wiele razy słyszałem, że Jezus urodził się w Betlejem, umarł i zmartwychwstał” i został w domu.
Tymczasem na dworze rozpętała się silna śnieżyca. Nagle usłyszał jak coś uderzyło w okno jego domu. Wyjrzał, lecz nic nie było widać. Postanowił wyjść i zobaczyć, co mogło spowodować ten hałas. Przed domem zobaczył stado dzikich gęsi. Widocznie były w drodze na południe, gdy zostały złapane przez śnieżycę. Zgubiły się i osiadły na jego polu bez jedzenia i ochrony. Po prostu machały skrzydłami i krążyły nisko nad ziemią, na oślep i bez celu. Zrobiło mu się ich żal. Pomyślał, że stodoła byłaby teraz świetnym miejscem dla gęsi. Jest ciepła i bezpieczna, mogłyby przeczekać tam noc.
Wyszedł więc i otworzył drzwi stodoły na oścież, lecz gęsi nadal trzepotały się bez celu i zdawały się nie dostrzegać drogi do bezpiecznego schronienia. Usiłował zwrócić ich uwagę na siebie, lecz wystraszyły się i odleciały dalej. Poszedł więc do domu, przyniósł trochę chleba i okruchami wyznaczył drogę prowadzącą do stodoły. Gęsi nic. Człowiek denerwował się coraz bardziej, ominął je chcąc wypłoszyć je prosto do celu, lecz wtedy gęsi przeraziły się i rozbiegły na wszystkie strony. Nic nie było w stanie skierować ich do bezpiecznej stodoły. „Czy one nie rozumieją, że chcę im pomóc?”
– pytał siebie zdesperowany. „Przecież zamarzną pozostając całą noc na śniegu i wietrze.”
Pomyślał chwilę i zdał sobie sprawę z tego, że dzikie gęsi nie pójdą za człowiekiem.
„Gdybym był gęsią, mógłbym je uratować!” – pomyślał. Człowiek stał chwilę cicho.
Przypomniał sobie swoje słowa skierowane do żony: „Dlaczego Bóg miałby chcieć być taki jak my? To śmieszne!”
Nagle wszystko nabrało sensu: On to właśnie zrobił! Byliśmy jak te dzikie gęsi, zagubieni i ginący. Bóg dał swojego Syna, który stał się taki jak my, by nas uratować!
W miarę, jak śnieżyca wyciszała się, uspokajał się. „Dzięki Ci, Boże, że przyszedłeś w ludzkiej postaci i wyciągnąłeś mnie z mroku i burzy życia.” – pomyślał człowiek.
List do Filipian 2,6-8
On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej.